Jaka na prawdę była Violetta Villas

Do tej pory nie miałem okazji zaznajomić się bliżej z biografią Violetty Villas. Ulegając mediom chyba niesłusznie wyrobiłem sobie opinię, że artystka była postacią kontrowersyjną, może nawet trochę dziwną, bo przecież jej zachowanie i wypowiedzi potrafiły wprawić w zakłopotanie.
Ostatnio jednak trafiłem kilka razy na wspomnienia o VV, które burzą wykreowany wcześniej obraz. W przeciwieństwie do większości artystów, piosenkarka potrafiła rozróżnić i oddzielić życie sceniczne od prywatnego. Artystką, była tylko na scenie, przed publicznością. Później wracała do swoich spraw i obowiązków. I być może to właśnie naturalne, właściwe podejście do sztuki sprawiło, że zaczęto ją postrzegać jako osobę przewrotną.
Niedawno wpadł mi w ręce marcowy numer Wysokich Obcasów, w którym przeczytałem:

Ona [Violetta Villas] naprawdę chciała być świętą, choć dla wielu osób była niewiarygodna, kiedy siedząc w pięknych sukniach i biżuterii, mówiła, że najważniejsze są pokora i prostota. Kiedyś nawet jej to zarzucono publicznie. Odpowiedziała wtedy: "To, co widać, jest moim scenicznym wizerunkiem. Scena ma swoje prawa i widzów należy traktować poważnie. Ale kiedy schodzę z widoku publicznego i wracam do domu, ściągam suknię, zakasuję rękawy i muszę nakarmić moje psy. To jest bardzo ciężka praca. Kiedy nie daję rady, płaczę. Ale co mam zrobić, skoro ludzie przywiązują mi do płotu kolejne zwierzaki? Muszę się nimi zająć". Dodawała, że liczy na to, iż kiedy umrze, ktoś tam na górze doceni przynajmniej to, że się starała. Kiedy wylatywała do Ameryki i żegnał ją na Okęciu tłum wielbicieli, powiedziała: "Jestem gotowa na to, co ześle mi Bóg. Im bardziej duch doświadczony, tym wyżej lata. Im wyżej lata, tym więcej widzi". Na koniec zwróciła się do jakiegoś dziennikarza: "Nie wiem, czy pan coś z tego rozumie, bo to jest trudne".

Czytelnia
Źródło
Wysokie Obcasy, Nr. 12 (821), 21.03.2015